Z nadzieją na normalność w 2021 roku
Piszę tych parę zdań na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem, pragnąc dodać otuchy wszystkim Koleżankom i Kolegom, tak boleśnie doświadczonym walką z pandemią. Nie ulega bowiem wątpliwości, że jako zbiorowość zawodowa zostaliśmy doświadczeni szczególnie. I nie chodzi mi o liczbę zachorowań lekarzy na COVID-19, lecz o zrujnowanie naszej codzienności, rażącą niekiedy niekompetencją władz, które czasem walczą nie z chorobą, a z pracownikami ochrony zdrowia.
Nie ma wątpliwości, że pandemia COVID-19 wstrząsnęła podstawami bytu całych społeczeństw. Czy ktoś ubiegłej zimy wyobrażał sobie, że nie będzie normalnego życia, że kina i teatry, kawiarnie i restauracje, stadiony i kluby fitness będą zamknięte, nie będzie lekcji szkolnych ani wykładów akademickich, nie odbędą się wakacyjne podróże, odwołane zostaną planowane konferencje i szkolenia, nie mówiąc o ograniczeniach dotyczących ślubów czy pogrzebów. Ba, nawet sklepy spożywcze będą funkcjonować „na pół gwizdka”. Czy ktokolwiek mógł sobie wyobrazić, że najwyższej rangi święta (Wielkanocne czy Bożego Narodzenia) zostaną pozbawione radości rodzinnych spotkań, a we Wszystkich Świętych nie wejdziemy na cmentarz? Co jeszcze nas czeka…?
No więc piszę tych parę zdań w przeddzień Świąt i Nowego Roku, z nadzieją na szczepionkę, która wydaje się być tuż, tuż. I to od nas, od środowiska medycznego, zacznie się szczepienie. Nie dlatego, że tak nas władza kocha. Jesteśmy po prostu potrzebni, by całą tę akcję przeprowadzić.
Oczywiście, w tym stanie dewastacji systemu ochrony zdrowia i lęku przed szczepieniami w społeczeństwie, wszelkie potknięcia zostaną wyolbrzymione. A potknięcia są nieuniknione, gdy zważymy, że zaszczepić trzeba ok. 15 milionów osób i to dwukrotnie, poświęcając każdej, wg procedur, co najmniej pół godziny. Wszystko – miejsce szczepień, ich czas, dostępność szczepionek, kolejność szczepienia, kompetencje szczepiących, każdy punkt w organizacji tej powszechnej akcji może być problemem. W dodatku całe to przedsięwzięcie potrwa kilka miesięcy, mnożąc rozmaite lęki i napięcia, choćby na tle zasad funkcjonowania w społeczeństwie obok siebie zaszczepionych i nie zaszczepionych.
Tymczasem nie ma dnia, by media nie doniosły o jakimś drastycznym potknięciu w codziennym, choć pandemicznym funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej. Potknięciu rozmaitej rangi, niestety, także „narodowej”, jeśli użyć modnego ostatnio przymiotnika. Jednak „Leczymy mimo wszystko” – apeluje dramatycznie Porozumienie Organizacji Lekarskich, z NRL na czele, wytykając władzy wciąż nie konsultowane z lekarzami decyzje dotyczące zwalczania pandemii. Swego rodzaju dyskomfort środowiska pogłębiło wycofanie się rządzących z wyjątkowo uzasadnionych podwyżek dla całego personelu medycznego, które, jak rzadko kiedy, społeczeństwo uważa za oczywiste i należne.A torodzi dalsze pytania, na przykład o koszt i sens dobiegających końca inwestycji w szpitale jednoimienne ze Szpitalem Narodowym na czele, o rozmaite zakupy sprzętu z niejasnych źródeł, o wiarygodność danych przekazywanych opinii publicznej itd.
Kolejną wątpliwość rodzi kwestia dopuszczenia do wykonywania zawodu lekarza w Polsce osób nie posiadających wymaganych u nas kwalifikacji. W czytelnym domyśle, chodzi głównie o lekarzy z Białorusi i Ukrainy. Przy braku kadr medycznych Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii (ileż te wieczne zmiany nazw resortów nas kosztują?) właściwe w tej kwestii napisało, za nic sobie mając opinię Porozumienia Organizacji Lekarskich, że „potrzeba uzupełniania braków kadrowych w zawodach medycznych w Polsce ma charakter strukturalny i długofalowy, przez co wymóg uzyskiwania zezwolenia na pracę został uznany za niepotrzebną barierę administracyjną…”
To, że brak kadr „ma charakter strukturalny i długofalowy”, nie ulega wątpliwości. Zawiniły kolejne ekipy władzy lekceważące ostrzeżenia samorządu przed luką pokoleniową i pogłębiającym się deficytem lekarzy i pielęgniarek. Teraz natomiast, sprowadzając do Polski kadry z programowym pominięciem wymaganych u nas kwalifikacji, ryzykujemy obniżeniem poziomu opieki medycznej na trudną do przewidzenia skalę. Ustrojowo to samorząd lekarski decyduje o przyznaniu prawa wykonywania zawodu lekarza w Polsce, na podstawie dyplomu ukończenia studiów i według określonych procedur. Teraz to wszystko ma być jako „niepotrzebna bariera administracyjna” usunięte.
Bez komentarza. Lepszego, normalnego 2021 roku!
Robert Stępień